W Dzienniku Gazecie Prawnej pojawił się ciekawy wywiad z kryminalistykiem, dr. hab. Pawłem Waszkiewiczem z UW, w sprawie zatrzymania Jakuba A.:
https://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/601360,kristina-zabojca-jakub-a.html
Co ciekawsze fragmenty:
Jako społeczeństwo lubimy podziały. My – uczciwi obywatele. Oni – przestępcy, zwyrodnialcy. Ale po pierwsze, nawet zwyrodnialec ma prawa. W szczególności, gdy mówimy o osobie dopiero podejrzanej, a nie skazanej. A po drugie, linczowany może być każdy z nas. Wielokrotnie się zdarzało, że zatrzymywano złą osobę. Wiele razy oskarżonych o zabójstwo uniewinniano przed sądem.
Tylko dlaczego mamy przejmować się sytuacją Jakuba A., zamiast skupić się na 10-letniej Kristinie, którą pozbawiono najważniejszego z praw – prawa do życia?
To nie jest gra o sumie zerowej. Gdy respektujemy prawa podejrzanych, oskarżonych, a nawet skazanych, nie odbieramy praw osobie pokrzywdzonej i jej rodzinie. Można i trzeba respektować prawa zarówno jednych, jak i drugich.
(…)
Prawdopodobne jest to, że jest sprawcą zabójstwa. Ale wypowiadanie w tym momencie kategorycznych sądów, że to zabójca, morderca, bestia czy też psychopata – proszę wybaczyć, ale nie ma ku temu jakichkolwiek podstaw.
Jako społeczeństwo odeszliśmy od zasady, że przyznanie się jest królową dowodów. Słusznie. Przyznanie się zatrzymanego jest bardzo łatwo uzyskać: wiemy to z historii i z kilku dramatycznych wydarzeń z teraźniejszości. Każdy z nas jest w stanie przyznać się do najbardziej nieprawdopodobnych czynów.
(…)
Dziwnym trafem w Polsce nagrywa się realizację i ją publikuje, robi się zdjęcia zatrzymanemu w bieliźnie i je publikuje, a nie dokumentuje się nagraniami przesłuchań. Państwo nie ma oporów, by naruszać prywatność obywateli, montując urządzenia monitoringu wizyjnego gdzie popadnie, ale już nagrać przesłuchania i pokazać kluczowego fragmentu nie można w trosce o prywatność funkcjonariuszy państwowych. W krajach anglosaskich procedura rezygnacji z obrońcy jest sformalizowana. Czynności są nagrywane. I okazuje się, że tam zatrzymani znacznie częściej mówią, że chcą skorzystać z pomocy profesjonalisty niż osoby zatrzymywane w Polsce. Przypadek?
(…)
Nie powinniśmy zapominać, że uzasadniony jest podział na organy ścigania i wymiar sprawiedliwości. Jeżeli ten podział zostanie zachwiany, to wówczas będziemy mieli komiksowych sędziów Dreddów, którzy najpierw zatrzymują podejrzanego, następnie go oskarżają, po czym wydają wyrok i go wykonują. To szalenie niebezpieczne. Osoby, które prowadzą czynności śledcze, są z reguły przekonane o sensowności tego, co robią. Ich działania są ukierunkowane, zbierany materiał dowodowy coraz bardziej przekonujący. Wreszcie jest podejrzany. Śledczy więc szczerze wierzą, że mają odpowiedniego człowieka.
Często mają. Ale dobrze, gdy ktoś tych święcie przekonanych o swojej racji kontroluje. Tym kimś powinien być niezawisły i niezależny od nacisków wymiar sprawiedliwości. Sędziowie muszą zweryfikować, czy w ferworze pracy śledczej nie skupiono się wyłącznie na jednym wariancie, w efekcie czego pominięto dowody mogące świadczyć o sprawstwie kogoś innego aniżeli zatrzymany.
Radość, która zapanowała wśród polityków i policyjnej wierchuszki, może utrudniać wiarygodną ocenę zgromadzonego materiału?
Zdecydowanie. Który policjant odważy się teraz powiedzieć: „Wiecie, to jednak chyba nie ten gość, którego zatrzymaliśmy”? Który z przełożonych zgodzi się wydać kilkanaście tysięcy złotych na przeprowadzenie dodatkowych czynności śledczych niedotyczących tego konkretnego podejrzanego? Dla nich sprawa jest wykryta, czeka na potwierdzenie przez sąd, by można było ją umieścić w statystykach jako sukces.
Nie sprowadzamy domniemania niewinności do absurdu?
Każdą zasadę można sprowadzić do absurdu. Co nie znaczy, że to zła zasada. To, że nie powinniśmy kogoś publicznie nazwać zabójcą, gdy nie ma wyroku, to słuszne podejście. Chroni nas przed sprawiedliwością ludową. Gwarancje mają głęboki sens. Im bardziej będziemy ich przestrzegać, tym mniejsze ryzyko pomyłek jak w sprawie Tomasza Komendy.
Mamy księży, którzy przy ukrytej kamerze przyznają się do pedofilii. I nikt nie miał kłopotu z tym, by nazywać ich księżmi pedofilami.
Nikt jak nikt, ze mną pan na ten temat nie rozmawiał. Standardy, do których przestrzegania zachęcam, są takie same dla wszystkich. Powinniśmy więc mówić o księżach, którzy przyznali się do pedofilii, tak jak o podejrzanym, który przyznał się do zabójstwa. A nie o pedofilach i zabójcy, skoro nie ma w ich sprawach wyroku sądu.
(…)
Wybuchła medialna wrzawa wokół użycia kajdanek zespolonych, czyli zakładanych i na ręce, i na nogi. Rację ma policja, twierdząc, że nie złamała procedur, zakładając zatrzymanemu takie kajdanki. Zgodnie z przepisami to dopuszczalne. Rację ma również rzecznik praw obywatelskich, który zwraca uwagę na zasadę proporcjonalności, z której wynika, że jeśli kajdanki zespolone można założyć zgodnie z procedurą, ale nie jest to niezbędne dla skuteczności i sprawności zatrzymania, to wystarczą kajdanki zwykłe.
Podkreślam, że bazuję jedynie na filmie z zatrzymania. Nie znajduję na nim nic, co by uzasadniało użycie kajdanek zespolonych. Zatrzymany nie stawiał oporu. Ryzyko, że mógłby zrobić komuś albo sobie krzywdę w obecności kilkunastu funkcjonariuszy z oddziału antyterrorystycznego trudno uznać za realne. To nie zawodnik MMA, u którego zastosowanie kajdanek zespolonych byłoby bardziej uzasadnione.
Oburzeni stanowiskiem Adama Bodnara policjanci mówią, że nigdy nie wiadomo, kiedy komuś coś strzeli do głowy.
Oczywiście. Ale na tej zasadzie doszlibyśmy do wniosku, że kajdanki zespolone należy zakładać np. alimenciarzom. Zatrzymywanemu alimenciarzowi nie może nagle coś strzelić do głowy? Nie może chcieć wyskoczyć przez okno? Ale dajmy już spokój tym kajdankom zespolonym. Zrobiła się wokół nich wrzawa, a przecież nie tylko o nie chodzi.
Powinno się wyprowadzać zatrzymanego w bieliźnie?
Zdecydowanie nie. Nie było żadnego powodu, by nie pozwolić mu się ubrać.
Niektórzy mówią, że mógłby zniszczyć materiał genetyczny znajdujący się na spodniach.
To na tej samej zasadzie można by go pozbawić bielizny – szansa, że tam znajdowałby się materiał genetyczny kluczowy dla postępowania, jest większa, prawda? Funkcjonariusze mogli zrobić kilka rzeczy. Można było, po prostu, dać założyć zatrzymanemu spodnie. Można było go czymś okryć. Można wreszcie było, gdyby naprawdę uznać, że chodzi o zabezpieczenie dowodów, nałożyć na niego pandę, czyli specjalny kombinezon na całe ciało – jak do malowania. Ale gdyby chodziło o zabezpieczenie dowodów, czy bardziej szkodliwe nie byłoby dotykanie zatrzymanego przez funkcjonariuszy? Przy czym oczywiście nie o to chodziło w wyprowadzaniu go w bieliźnie.
Chodziło o pokazanie, że państwo działa szybko i jest brutalne wobec zwyrodnialców, że traktuje poważnie sprawę, która bulwersuje opinię publiczną. Decyzja o publikacji nagrania z realizacji miała według mnie wymiar polityczny.
pokaż spoiler #prawo #neuropa #4konserwy
Powered by WPeMatico